Na krawędzi światów. Mojego i niczyjego.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Na krawędzi światów. Mojego i niczyjego.Co to jest dach świata

- Ty cholerny Mengele – wrzasnęła wściekle moja pijana, była żona, rzucając we mnie ipodem. Helena studiowała kiedyś historię kultury i teraz nadal, mimo iż była szczęśliwa gospodynią domową, sporo czasu poświęcała lekturze opracowań dotyczących Europy w XX wieku. Po tamtym zdarzeniu pozostała mi szeroka blizna po szwie na czole, a po żonie klika książek historycznych i szafa porzuconych damskich ubrań.

Wychodząc z biura wrzuciłem wszystkie pliki z danymi na serwer Wikileaks, po czym rozbiłem krzesłem dysk komputera. Wiedziałem że to czysto symboliczna agresja, bo wszystkie dane automatycznie zapisywały się na zdalnym serwerze, ale nie mogłem się oprzeć potrzebie destrukcji.

Stałem na dachu świata. Na krawędzi światów. Mojego i niczyjego. I nagle pierdolnęło mnie. Pierdolnęło mnie coś w głowę. Nie metafizycznie, ale chamsko, prymitywnie i boleśnie. Upadając, słyszałem krzykliwy chichot i niedyskretnie oddalający się rumor.

 

- Kurmadajabafakamać – zakląłem i opadłem na wygodne podłoże zaprojektowane przez Zadida. Kiedy się ocknąłem, kilka chwil, a może godzin później, obudziła się również wściekłość. Zerwałem się na równe nogi i pognałem w głąb designerskiej dżungli, w beznadziejnym poszukiwaniu mojego napastnika. Brnąłem przez gęstwinę gigantycznych drzew, mając wrażenie, że liany łapią mnie za ramiona. Nogi grzęzły w miękkim podłożu. Coś złowieszczo zachichotało przede mną i cisnęło czymś ciężkim. Pocisk minął moją głowę może o pół metra, po czym z drugiej strony świsnął kolejny. Padłem na ziemię. Wówczas wokół mnie spadło jeszcze kilka. Nieznacznie podniosłem wzrok i zauważyłem, że ktoś lub coś, wyjątkowo niecelnie, rzuca we mnie orzechami kokosowymi.

Atak ustał równie niespodziewanie jak się rozpoczął. Za to dziki chichot stawał się głośniejszy. Podniosłem się z ziemi i w półmroku dostrzegłem słaby zarys czegoś człekokształtnego. Skacząc z liany na lianę zbliżała się do mnie wredna i złośliwa małpa. Była już całkiem blisko, więc zacząłem rozglądać się za czymś do obrony. Uzbrojony w spory konar przyczaiłem się, czekając na starcie z futrzastym sukinsynem. Małpa zatrzymała się kilka metrów ode mnie i nonszalancko bujając na lianie odsłoniła zęby w szerokim uśmiechu. Po czym rzuciła w moją stronę butelkę whisky.

Moje zdziwienie pogłębiło się jeszcze bardziej, gdy dostrzegłem, że małpa ma przewieszoną na ramieniu torbę sportową. Co więcej gestem pokazywała mi, żebym się napił. Po czym zrobiła pokaz czułych gestów, jakby chciała przekazać coś miłego.

- Mam się napić ? – spytałem.

Małpa kiwnęła głową. Sięgnąłem po butelkę, odkręciłem zakrętkę. Zawartość pachniała dobrą whisky. Co mi tam, pomyślałem. Przed chwilą chciałem się zabić, więc czemu by nie napić się z małpą? Pociągnąłem kilka łyków. Ciepło rozeszło się po całym ciele, dając ukojenie nerwom. Pociągnąłem jeszcze kilka kolejnych i gestem spytałem małpy czy chce się napić. Gdy kiwnęła głową, odrzuciłem w jej stronę zakręconą butelkę. Gdy opróżniliśmy całą, poczułem się dużo lepiej. Małpa, zataczając się, zaczęła leźć w głąb tropikalnego lasu. Machnęła ramieniem, żeby szedł za nią.