Kto popełni najmniej błędów – wygrywa

fot.: Damian Duda, stylista fryzur

O tym, jak niepowtarzalną adrenalinę niesie ze sobą fryzjerstwo artystyczne mówi Wicemistrz Świata, Damian Duda

 

Damian Duda, stylista, który przygodę z fryzjerstwem rozpoczął w 1997 r. Ma na swoim koncie liczne sukcesy krajowe i międzynarodowe: w 2006 r. został Mistrzem Śląska, w 2012 Mistrzem Polski, w maju 2014, wspólnie z Pawłem Matrackim i Pawłem Stańczakiem zdobył drużynowy tytuł Wicemistrza Świata, a kilka dni temu tytuł „Rycerza” czyli prestiżową nagrodę Chevalerie „Knight Award” przyznaną przez światową organizację Intercoiffure Mondial.

Wyczesany LOOK: Należy Pan do czołówki popularnych i utytułowanych polskich fryzjerów. Od 2006 roku trwa dobra passa, która przynosi coraz większe sukcesy i coraz bardziej zaszczytne tytuły…

Damian Duda: Kariera i doświadczenie musi rozwijać się etapami. Nikt nie zaczyna od startu na mistrzostwach świata. Trzeba zacząć od imprez lokalnych jak, w moim przypadku, mistrzostwa śląska, później Polski, aby finalnie wystąpić na arenie międzynarodowej. Na tych konkursach bardzo ważne jest doświadczenie, które pozwala nie stresować się dużą widownią, tylko spokojnie tworzyć.

WL: Dlaczego zdecydował się Pan na fryzjerstwo artystyczne?

DD: Nie lubię nudy, ani jednostajnej pracy. Chcę się rozwijać, stawiać sobie nowe wyzwania i cele do których dążę. Pociągająca jest również rywalizacja i niepowtarzalna adrenalina.

WL: Adrenalina?

DD: Tak, konkursom fryzjerskim towarzyszy niesamowita adrenalina. Na każdą konkurencję przewidziany jest bardzo krótki czas. W „konkurencjach szybkich” waha się on od 7 do 35 minut. Wówczas liczą się zdolności manualne oraz wcześniejsze przygotowanie i przećwiczenie fryzury. Trzeba mieć plan działania, ponieważ nie ma czasu na improwizację. Pośpiech odsłania wszystkie błędy. Kto popełni najmniej błędów – wygrywa.

WL: Trudno jest wygrać?

DD: Wygrany jest już ten, kto jedzie na taki konkurs. Na mistrzostwach świata we Frankfurcie było 1300 zawodników z różnych krajów. Każdy z nich podjął pewne ryzyko, bo zainwestował w rywalizację swój czas i pieniądze. Dlatego zdobycie medalu jest spełnieniem marzeń i dowodem na to, że była to dobra inwestycja. Jednak 95 % uczestników wraca bez medali i trzeba ich szanować i chwalić za to, że biorą udział w takim spektaklu.

WL: Czym różnią się fryzury haute couture od fryzur do noszenia na co dzień?

DD: Haute couture to artyzm. W tym przypadku nałożenie koloru może zająć nawet 40 godzin. Tworzymy niemal malarską kompozycję w wielu barwach, odcieniach i kształtach. Używa się wówczas manekinów, ponieważ żadna modelka nie wytrzymałaby tak długiej koloryzacji. I dlatego takiej fryzury nie da się powtórzyć na głowie klientki. Jednak fryzjerstwo artystyczne wyznacza pewne kierunki, w oparciu o które tworzone są modne trendy fryzur na co dzień.

WL: Gdzie szuka Pan inspiracji do kreowania fryzur?

DD: Podpatrując przyrodę i piękno, które tworzy natura. Świat ptaków to kopalnia pomysłów na wielobarwne, zaskakujące koloryzacje. Inspirują mnie również media, Internet i Facebook, które obfitują w propozycje stylizacji. Nie zamykam się w czterech ścianach swojego salonu, jeżdżę po Polsce i po świecie, współpracuję z innymi fryzjerami np. w ramach światowej organizacji Intercoiffure. Dzięki temu uczymy się od siebie nawzajem i wzajemnie się inspirujemy.

Damian Duda stylizuje fryzurę Ilony Felicjańskiej

WL: Skąd bierze Pan czas i energię na to wszystko?

DD: To nie jest proste. Rolę rodzicielską niemal w całości przejęła żona i to ona zdobyła mistrzostwo świata w zajmowaniu się domem. Zwłaszcza przed konkursami, gdy czasu jest mało, a przygotowań sporo. Przed mistrzostwami świata, jeżdżąc na treningi do Andrzeja Matrackiego do Olsztyna pokonałem ponad 15 tys km. Nie ma nic za darmo, trzeba pewne rzeczy poświęcić. Ale gdyby pociechy chciały pójść w moje ślady, to z pewnością im będzie łatwiej.

WL: Czy dzieci zdradzają zainteresowanie fryzjerstwem?

DD: Tak. Na razie oboje chcą być fryzjerami (śmiech), chodzić do telewizji i przynosić medale. Córka, która ma 8 lat, ma już za sobą pierwsze próby. Dostała swojego manekinka i bawi się we fryzjera. Syn z kolei jest osobą dokładną i precyzyjną, a te cechy bardzo się przydają w zawodzie. Jeżeli dzieci będą tego chciały, to będę je wspierał, ale nie jest to łatwa praca. Z drugiej strony jeśli ktoś jest pracowity i ma poczucie piękna, to jest to wymarzony zawód dla niego.

WL: Porozmawiajmy jeszcze chwilę o pieniądzach. Czy żeby sfinansować udział we fryzjerskich mistrzostwach świata trzeba samemu opłacić koszt rejestracji, przejazdu, pobytu itp.?

DD: Biorąc udział w Mistrzostwach Świata we Frankfurcie, posiadaliśmy sponsorów, ale swój wkład własny też trzeba mieć. Jechaliśmy tam walczyć o tytuł ,który się zdobywa imiennie, dlatego była to w pewnym sensie inwestycja własna.

WL: Czy można powiedzieć, że zdobyte nagrody i tytuły opłacają się?

DD: Nagrody budzą szacunek w branży i są dowodem na to, że się jest dobrym fachowcem. Zdobyte tytuły budzą również zainteresowanie medialne. To wszystko przyciąga klientów.

WL: Ile kosztuje stylizacja fryzury rękami mistrza?

DD: Strzyżenie włosów to koszt 130 zł. Koloryzacja w zależności od potrzeb włosa, jego długości i grubości oraz rodzaju koloryzacji, waha się od 90 do 250 zł.

WL: Klientów nie brakuje?

DD: Przyjeżdżają do mnie mieszkańcy różnych zakątków Śląska i Polski. Są wśród nich osoby trafiające do salonu po raz pierwszy, skuszone perspektywą metamorfozy oraz stali klienci. Jeśli klientka pokonuje 200 km tylko po to, żeby ostrzyc włosy, to musi być naprawdę zadowolona ze strzyżenia.

WL: Niech to będzie najlepszą rekomendacją. Dziękuję za rozmowę.

 

Salon Damiana Dudy: www.damianduda.com